Zmycie makijażu mleczkiem na parafinie czy pseudo micelem z Biedronki ( kupiłam i zdębiałam czytając skład) to nie do końca to czego nasza skóra potrzebuje.
Wiele czytam na temat szkodliwych nadbudowujących się substancji na włosach - silikony, parafiny - ale to samo dotyczy naszych twarzy; serwujemy sobie wielowarstwową maskę niezmywalnych substancji a najgorsze jak stosujemy do tego "delikatne" zmywanie drogeryjnymi mleczkami i tonikami = masa parafin i silikonów, które nie pozwalają skórze żyć.
Widać to intensywnie w momencie, kiedy próbujemy odstawić klasyczne środki pielęgnujące - mamy wrażenie pogarszającej się skóry. Ale to nie skóra się pogarsza tylko zmywają się warstwy optycznie poprawiające jej stan. Jeśli miałyśmy zmarszczki, niejednolity koloryt to silikony, parafiny ładnie je maskowały ale absolutnie nic nie naprawiały. Dopiero, kiedy rozpoczniemy pielęgnację świadomą mamy szanse zmobilizować skórę do walki. Zresztą umiejętnie nałożony olejek będzie lepszą bazą pod makijaż niż najdroższe silikonowe serum.
Dla mnie wzorem wieczornego zmywania są koreanki i ich wieloetapowe oczyszczanie. I nie chodzi tu o kupowanie koreańskich kosmetyków tylko o zasadę. W moim przypadku wygląda to mniej więcej tak:
1. Zmywanie olejem - makijażu i wierzchniego brudu. Bród to mieszanina sebum i kurzu więc tłuszcz. A że tłuszcz najlepiej zmywa tłuszcz to wiedzą już wszystkie dziewczyny stosujące OCM. Pomijając "specjalne preparaty" - które w większości składają się z parafiny możemy użyć zwykłej oliwy z oliwek ( na niej opierają się lepsze preparaty) lub mieszanki olejów. Nie ma sensu oczywiście używać drogich olejków. I pamiętajmy, że obecna w mleczkach parafina nie jest tłuszczem więc zmywa tylko widoczny makijaż na zasadzie rozmazania go.
Tu kilka przykładów moich ulubionych olejków oczyszczających: wspomniana już oliwa z oliwek, olejek do masażu dla mam ( mój ulubiony również na bazie oliwy), olej rycynowy do klasycznej mieszanki OCM, fajnie też sprawdzają się mieszanki Rossman Alterra i świetny olejek drenujący Sanoflore
2. Peeling. Azjatki używają "peelingów" codziennie jako etap oczyszczania. Ja również - nie złuszcza on oczywiście tylko delikatnie masuje, usuwając mechanicznie resztki całodziennego brudu i martwego naskórka. Taki delikatny peeling poprawia mikrokrążenie, usuwa toksyny, dotlenia i przygotowuje do dalszych zabiegów. Moim zdaniem ma on ogromny sens ponieważ nasza twarz nie jest taflą - ma niestety nierówną powierzchnię oraz pory których sam olej nie oczyści
3. Zmycie wodą. Jeśli peeling ma właściwości myjące to wystarczy tylko spłukać wodą, jeśli nie potrzebujemy delikatny detergent. Ale za boga mydło choćby nie wiem jakie Aleppo to nie katujmy twarzy zasadą o ph 9-10, bo aby podnieść się z tego szoku potrzebuje ok 5 godzin, podczas których nasza twarz jest bezbronna. Ja widzę sens w myciu twarzy delikatnymi płynami do higieny intymnej. Niejednokrotnie jest lepszy od dedykowanych twarzy myjadeł. Jeśli już muszę użyć zwykłych żeli to rozcieńczam je do dozownika z pianką i delikatnie zakwaszam kwasem mlekowym. Pianka ma dodatkowe zastosowanie bo pękające banieczki powietrza delikatnie masują skórę
4. Tonik. Nie używam jako takich bo nie widzę sensu
Obecne w drogeriach toniki to kolejna porcja chemii napakowana zapychaczami albo zupełnie niepotrzebnymi substancjami. Poza tym producenci mają dość płynna wiedzę na temat ph skóry ponieważ dużo toników ma ph ok 7 co jest neutralne ale nie dla skóry ( 5,5 czyli delikatnie kwaśne) Kocham natomiast hydrolaty wszelkiej maści - zwłaszcza oczarowy i z czarnej pożeczki . Jeśli stosuję klasyczny tonik to samorobiony z kwasami. Hydrolaty są naturalne, mają właściwości pielęgnacyjne i świetnie uspokajają skórę, usuwają ewentualne resztki po demakijażu i przygotowują do dalszych zabiegów.
I tu przechodzimy już do etapu pielęgnacji, która też moim zdaniem najlepsza jest wieloetapowa.
Nadmienię tylko, że dwa razy w tygodniu serwuję buzi noce beztłuszczowe - czyli po oczyszczaniu nie smaruję niczym - ot taka gimnastyka dla buzi i przypomnienie jej jak zadbać o samą siebie. Szczerze powiem, że po tych nocach saute skóra wygląda najpiękniej.
Uważam, że skoro nocną funkcją skóry jest między innymi usuwanie toksyn to musi mieć taką możliwość a kremy czy olejki w jakiś sposób zaburzają tą funkcję. Poza tym nie ma co tak bardzo rozleniwiać skóry.
Oczywiście na początku skóra może być ściągnięta, sucha lub tłusta - co świadczy o tym, że sama już zapomniała co do niej należy - domaga się kremu i już. Ale szybko wróci do normy i jeszcze podziękuje.
O olejach i olejkach w kolejnych postach.
Oczyszczanie poranne z racji nocnej detoksykacji jest również bardzo ważne, ponieważ musimy usunąć to co skóra wydaliła. Do porannego mycia stosuję pastę migdałową znaną wielbicielkom Lush.
Przepis jest bardzo prosty a pasta bardzo skuteczna w oczyszczaniu.
Z grubsza chodzi o drobne zmielenie migdałów w młynku do kawy ( ale nie zbyt drobne aby pozostały drobinki masujące). Ważne jest aby migdały były dobrej jakości bo gdy pierwszy raz robiłam pastę z tanich migdałów wyszła absolutnie sucha - jakby nie było w nich oleju migdałowego - nie dało się tego używać.
Do tej pasty dodajemy wodę różaną i lawendową ( oczywiście można zamienić je na swoje ulubione) oraz olejek migdałowy dla nadania konsystencji - wolę jojoba. Możemy dodać suszoną lawendę i olejek eteryczny dobry dla naszej twarzy - ja daję rozmarynowy. Możemy dodać do pasty glinkę kaolinową - to wersja dla skóry tłustej i mieszanej - mojej nie służy/ trochę wysusza
Pastę przechowujemy w lodówce ok 2 tygodni więc nie ma co robić dużej ilości - dla mnie wystarcza 10 dkg migdałów.
Potrzebną ilość nakładamy w zagłębienie dłoni i mieszamy z wodą do uzyskania białawego mleczka po czym myjemy/masujemy buzię. Pasta doskonale oczyszcza przy czym nie wysusza i zostawia buzię aksamitną a drobinki migdałów i ziół dodatkowo masują pobudzając krążenie. Myślę, że będzie dobra dla każdego rodzaju cery. Oczywiście hydrolat i dzienny olejek - który dobrze dobrany będzie świetną bazą pod makijaż.
I to tyle z codziennego oczyszczania.
Widać to intensywnie w momencie, kiedy próbujemy odstawić klasyczne środki pielęgnujące - mamy wrażenie pogarszającej się skóry. Ale to nie skóra się pogarsza tylko zmywają się warstwy optycznie poprawiające jej stan. Jeśli miałyśmy zmarszczki, niejednolity koloryt to silikony, parafiny ładnie je maskowały ale absolutnie nic nie naprawiały. Dopiero, kiedy rozpoczniemy pielęgnację świadomą mamy szanse zmobilizować skórę do walki. Zresztą umiejętnie nałożony olejek będzie lepszą bazą pod makijaż niż najdroższe silikonowe serum.
Dla mnie wzorem wieczornego zmywania są koreanki i ich wieloetapowe oczyszczanie. I nie chodzi tu o kupowanie koreańskich kosmetyków tylko o zasadę. W moim przypadku wygląda to mniej więcej tak:
1. Zmywanie olejem - makijażu i wierzchniego brudu. Bród to mieszanina sebum i kurzu więc tłuszcz. A że tłuszcz najlepiej zmywa tłuszcz to wiedzą już wszystkie dziewczyny stosujące OCM. Pomijając "specjalne preparaty" - które w większości składają się z parafiny możemy użyć zwykłej oliwy z oliwek ( na niej opierają się lepsze preparaty) lub mieszanki olejów. Nie ma sensu oczywiście używać drogich olejków. I pamiętajmy, że obecna w mleczkach parafina nie jest tłuszczem więc zmywa tylko widoczny makijaż na zasadzie rozmazania go.
Tu kilka przykładów moich ulubionych olejków oczyszczających: wspomniana już oliwa z oliwek, olejek do masażu dla mam ( mój ulubiony również na bazie oliwy), olej rycynowy do klasycznej mieszanki OCM, fajnie też sprawdzają się mieszanki Rossman Alterra i świetny olejek drenujący Sanoflore
2. Peeling. Azjatki używają "peelingów" codziennie jako etap oczyszczania. Ja również - nie złuszcza on oczywiście tylko delikatnie masuje, usuwając mechanicznie resztki całodziennego brudu i martwego naskórka. Taki delikatny peeling poprawia mikrokrążenie, usuwa toksyny, dotlenia i przygotowuje do dalszych zabiegów. Moim zdaniem ma on ogromny sens ponieważ nasza twarz nie jest taflą - ma niestety nierówną powierzchnię oraz pory których sam olej nie oczyści
3. Zmycie wodą. Jeśli peeling ma właściwości myjące to wystarczy tylko spłukać wodą, jeśli nie potrzebujemy delikatny detergent. Ale za boga mydło choćby nie wiem jakie Aleppo to nie katujmy twarzy zasadą o ph 9-10, bo aby podnieść się z tego szoku potrzebuje ok 5 godzin, podczas których nasza twarz jest bezbronna. Ja widzę sens w myciu twarzy delikatnymi płynami do higieny intymnej. Niejednokrotnie jest lepszy od dedykowanych twarzy myjadeł. Jeśli już muszę użyć zwykłych żeli to rozcieńczam je do dozownika z pianką i delikatnie zakwaszam kwasem mlekowym. Pianka ma dodatkowe zastosowanie bo pękające banieczki powietrza delikatnie masują skórę
4. Tonik. Nie używam jako takich bo nie widzę sensu
Obecne w drogeriach toniki to kolejna porcja chemii napakowana zapychaczami albo zupełnie niepotrzebnymi substancjami. Poza tym producenci mają dość płynna wiedzę na temat ph skóry ponieważ dużo toników ma ph ok 7 co jest neutralne ale nie dla skóry ( 5,5 czyli delikatnie kwaśne) Kocham natomiast hydrolaty wszelkiej maści - zwłaszcza oczarowy i z czarnej pożeczki . Jeśli stosuję klasyczny tonik to samorobiony z kwasami. Hydrolaty są naturalne, mają właściwości pielęgnacyjne i świetnie uspokajają skórę, usuwają ewentualne resztki po demakijażu i przygotowują do dalszych zabiegów.
I tu przechodzimy już do etapu pielęgnacji, która też moim zdaniem najlepsza jest wieloetapowa.
Nadmienię tylko, że dwa razy w tygodniu serwuję buzi noce beztłuszczowe - czyli po oczyszczaniu nie smaruję niczym - ot taka gimnastyka dla buzi i przypomnienie jej jak zadbać o samą siebie. Szczerze powiem, że po tych nocach saute skóra wygląda najpiękniej.
Uważam, że skoro nocną funkcją skóry jest między innymi usuwanie toksyn to musi mieć taką możliwość a kremy czy olejki w jakiś sposób zaburzają tą funkcję. Poza tym nie ma co tak bardzo rozleniwiać skóry.
Oczywiście na początku skóra może być ściągnięta, sucha lub tłusta - co świadczy o tym, że sama już zapomniała co do niej należy - domaga się kremu i już. Ale szybko wróci do normy i jeszcze podziękuje.
O olejach i olejkach w kolejnych postach.
Oczyszczanie poranne z racji nocnej detoksykacji jest również bardzo ważne, ponieważ musimy usunąć to co skóra wydaliła. Do porannego mycia stosuję pastę migdałową znaną wielbicielkom Lush.
Przepis jest bardzo prosty a pasta bardzo skuteczna w oczyszczaniu.
Z grubsza chodzi o drobne zmielenie migdałów w młynku do kawy ( ale nie zbyt drobne aby pozostały drobinki masujące). Ważne jest aby migdały były dobrej jakości bo gdy pierwszy raz robiłam pastę z tanich migdałów wyszła absolutnie sucha - jakby nie było w nich oleju migdałowego - nie dało się tego używać.
Do tej pasty dodajemy wodę różaną i lawendową ( oczywiście można zamienić je na swoje ulubione) oraz olejek migdałowy dla nadania konsystencji - wolę jojoba. Możemy dodać suszoną lawendę i olejek eteryczny dobry dla naszej twarzy - ja daję rozmarynowy. Możemy dodać do pasty glinkę kaolinową - to wersja dla skóry tłustej i mieszanej - mojej nie służy/ trochę wysusza
Pastę przechowujemy w lodówce ok 2 tygodni więc nie ma co robić dużej ilości - dla mnie wystarcza 10 dkg migdałów.
Potrzebną ilość nakładamy w zagłębienie dłoni i mieszamy z wodą do uzyskania białawego mleczka po czym myjemy/masujemy buzię. Pasta doskonale oczyszcza przy czym nie wysusza i zostawia buzię aksamitną a drobinki migdałów i ziół dodatkowo masują pobudzając krążenie. Myślę, że będzie dobra dla każdego rodzaju cery. Oczywiście hydrolat i dzienny olejek - który dobrze dobrany będzie świetną bazą pod makijaż.
I to tyle z codziennego oczyszczania.



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję za każdy komentarz pozostawiony na mojej stronie.